… przed Tour de France.

Właściwie główną część przygotowań do TdF zakończyliśmy wyścigiem w Szwajcarii i w Słowenii. Pięć tygodni pobytu w USA były dla mnie dosyć długie ale widzę, że Peter kręci całkiem przyzwoicie. Na trzynaście dni treningowych spędzonych w Park City po Tour of California trenowaliśmy dziewięć razy z czego ponad połowę na MTB wykorzystując tamtejsze znakomicie przygotowane trasy.

Dla mnie plus, że Peter nie chce by jeździć za nim samochodem. Tak więc mogę kręcić razem z kolarzami. To ogromne ułatwienie w pracy trenera jak można kręcić z zawodnikiem każdego dnia, nie potrzeba potem siedzieć za dużo przed kompem i „wróżyć” z liczb.

Po mistrzostwach krajowych jedziemy z Peterem jeszcze na osiem dni na wysokość, w pobliskie Alpy i później prosto na TdF.

Widząc tak po Californii jak i Swiss, iż trudno Peterowi wygrać „czysty” finisz ze sprinterami ale tak było zawsze. Wiadomo, że nie na takich etapach będzie szukał szansy na zwycięstwo i kolejny zielony koszul. Sam zresztą nie określał się nigdy sprinterem.

Sądzę, że Rafał jest na właściwej drodze do sukcesów na TdF i ufam temu co mówi Patxi który jest z nim na zgrupowaniu na wysokości,  że jest znakomicie przygotowany i na starcie TdF stanie w życiowej formie.

Ponieważ tak bardzo kibicowałem Froomowi na Giro to niestety muszę przyznać, że mnie bardzo zawiódł tym, iż udało mu się skończyć wyścig. Tak na poważnie to może i nie planował wygrać Giro ale „mega” kryzys Yates’a i brak przeciwników na równym sobie poziomie a do tego rosnąca kondycja w drugiej połowie wyścigu spowodowały, że nie miał innego wyjścia jak wygrać Giro.
Na TdF mam jednak nadzieje, że pojedzie jak każdy kto w ostatnich 20 latach próbował jechać generalkę na Giro i Tour i we Francji będzie cieniem samego siebie a my kibice tym samym będziemy mieli ciekawy wyścig a nie kolejną brazylijską (brytyjska) operę mydlaną.

fot. www.corvospro.com