W końcu jestem w domu


Bolgheri Superiore w kieliszku, czerwone mięso na talerzu, ciepło na dworze, żona w domu… oznacza to, że i ja w końcu jestem w domu!

Na zgrupowaniu spędziłem sporo godzin na rowerze a jutro wracam do konkretnej pracy.

Chciałbym bardzo polecić artykuł przybliżający trochę moja pracę. Dziękując autorowi nie do końca jednak wierzę, że zmieni on nastawienie wielu kibiców. Na podbicie serc ogółu polskich kibiców już dawno straciłem nadzieję (przy okazji dziękując za wsparcie wiernym i stałym kibicom).

Troszkę tylko przykro jak to właśnie w Italii wciąż mnie ludzie zaczepiają na ulicach, w supermarketach, po wyścigach, chwaląc, podziwiając i komplementując za wykonana pracę… a w Polsce spotykam się w mediach głównie z krytyką i niezrozumieniem.

Nie ważne, taki polski urok… Chciałbym tylko, byśmy za przykładem np Francuzów, nauczyli się mówić dobrze o swoim, nawet jeśli wiemy, że nie jest to szczyt szczytów w danej dziedzinie…Tdf… beaujolais…Voeckler i pewnie przykładów możnaby było mnożyć do woli.

ps. Wczoraj na treningu drugą cześć „La Madone” wjechałem 12minut wolniej niż Loeb rano… ale on oszukiwał, miał silnik!

foto: Liquigas(fb)