Walentynki w tym roku z Ivanem w pokoju hotelowym, bywa!


… od poniedziałku jestem na 3-dniowym zgrupowaniu w Laigueli blisko mojego domu, tak więc trenuje prawie po swoich terenach. Przynajmniej na granicy Liguri z Francja pogoda dopisuje.

Spojrzałem na treningowe zapiski, i tak między zgrupowaniem w Cecinie w styczniu a tym tutaj w Liguri przez 3 tygodnie trenowałem 14dni. W tym czasie przejechałem równo 70h treningowych, pomijając oczywiście te 7 dni odpoczynku i zrobiłem prawie 31 tys metrów przewyższenia… sądzę, że to całkiem nieźle jak na tak okrutną zimę w Europie a szczególnie w Italii.

Dość duża średnia, tak godzin jak i metrów na jeden trening, pozostałe 7dni po 1,5-2h lub bez roweru. Dane te były głównym argumentem by nie pojechać w przyszłym tygodniu z drużyną na zgrupowanie do Toskani i kontynuować dalsze przygotowania do sezonu w domu.

Jeśli w komentarzach ktoś zadaje pytania, postaram się zawsze odpowiedzieć, na miarę zdrowego rozsądku, bo np. Wiadomo, że przy 6watt/kg gdyby zawodowiec spadał z roweru to nie byłby zawodowcem… proste!
Nie mieszkam w Turbie, poniżej, bliżej morza, ale Turbie wraz z Col d’Eze w ostatnich dniach były najbardziej przejezdnymi półgodzinnymi podjazdami, tak więc często tam właśnie wjeżdżałem.

W przyszły weekend Lugano, życzę sobie tylko by nie padało, a tak to głowa już na P-N, a najbardziej na ostatnim etapie wkoło domu! Rozmawiałem nawet parę dni temu na treningu z Vino czy w 2001r jechali tak samo podjazd jak w tym roku, bo czas Frigo z tamtego dnia mnie przeraża… cóż, zobaczymy!

foto: ivanbasso