MOUNT VENTOUX!!!

Dla rodziców, siostry, Ukochanej Żony czyli tych którzy od lat z bliska widzą ile wyrzeczeń, pracy i poświęceń kosztuje praca kolarza. Mniej imiennie, jak napisał Adam w swoim artykule, tym wszystkim którzy mi pomagali zawsze w tej drodze, w treningach, przygotowaniach, kibicom którzy zawsze byli nawet jak mnie z przodu nie było. Wszyscy ONI są potrzebni, bo sam nie wiedziałem chyba jak ważna jest głowa do ostatnich trzystu metrów wczoraj.   

Wszystko poszło jak miało pójść, jak chciałem. Rano Kasi wysłałem smsa i powiedziałem, że wiem że mam wszystko by wygrać, że mnie stać na to i muszę tylko to dobrze rozegrać. Dwóch Wielkich po drodze, Ivan który jak tylko czuje, że nie ma nogi daje mi ok, mówiąc VAI, co Ivan? VAI VIA!!! I Alejandro! niech nikt już nie pyta dlaczego mu przez lata pomagałem całkiem bezinteresownie. Odpłacił. Dziś podjechał i podziękował za pomoc, ja jemu jeszcze raz. Powiedział, że na zawsze zostanie w historii a ja jemu, że tym bardziej dla niego to też by była ważna wygrana….chapeau!

Dziś nie szło, ale się wybroniłem. Wczoraj do 21.30 nie miałem możliwości nic do ust włożyć, szybki masaż, mało spałem bo jakoś nie szło…  

Jutro jak wczoraj, chcę atakować, od dołu, jak nie pójdzie to na 4km. Zobaczymy, nie mam nic do stracenia. Chce się przyzwyczajać do wygrywania…