The Bottom Line

… dziesiąte Giro za mną. Powiedziałem wczoraj dyrektorowi wyścigu, że spodziewałem się jakiejś pamiątkowej tabliczki za dziesięć ukończonych wyścigów a on, że dają dopiero za jedenaście… zobaczymy.
Tegoroczne Giro było dla mnie wyjątkowo ciężkie. Trzeci etap tragiczny, obraz którego nigdy nie zapomnę i myśl, że WW to przecież jeden z nas. Później od etapu na Etnę choroba która ciągnęła się do ostatniego tygodnia. Przejechałem całe Giro z tyłu, nie myśląc o etapach, o górach, o walce czy pomocy. Jedyną walkę jaką musiałem podejmować co dzień to walka z chorobą, słabością ludzkiego organizmu i własnymi słabościami. Codzienne szukanie w sobie ułamków motywacji do kontynuowania tego nadludzkiego wysiłku.
Ostatni etap do Sestiere udowodnił mnie i kibicom, że jednak cały czas stać mnie w górach na jazdę w czubie grupy.
Dziś już jestem w Briancon, głowa zwrócona w stronę TdF… jutro przejadę metę 18 etapu z końcówką na Galibier i 19 etapu, Alpe d’huez…