Bardziej w stronę wyścigów etapowych

Nietrudno było zauważyć, że od tego sezonu Bora ukierunkowała się bardziej w stronę wyścigów etapowych odchodząc trochę od klasyków. W tym celu też zakontraktowani zostali niektórzy kolarze. Team manager zimą mówił, że zaczynam projekt Wielkich Tourów i celem jest wygranie Wielkiego Touru w ciągu trzech lat.

Udało się to od razu w tym roku. Nawet jeśli pewnie mało kto miesiąc temu mógł się spodziewać, że to właśnie Jai wygra Giro d’Italia.

Na początku ostatniego tygodnia nie miałem już wątpliwości, że to właśnie Jai wygra wyścig. Przez kolejne etapy mogliśmy widzieć jak Australijczyk dochodził do formy, jak przeciwnicy pozwolili mu dochodzi do optymalnej kondycji.

Pod Blockhaus nie był w stanie utrzymać koła Carapazowi i Bardetowi, nawet jeśli wygrał na koniec etap. W Turynie już jeździł na poziomie Carapaza i z kolejnymi etapami wywierał coraz większą presję na Ekwadorczyku. Łatwo też można było zobaczyć, że Richard krecił coraz ciężej a i popełniał taktyczne błędy.

Przed Fedaia rozmawiałem z Gaspa który był pierwszym DS i byliśmy tego samego zdania, że pod ten podjazd panowie nie przyjadą razem, a ja uważałem, że wygra ten z większym progiem bólu i będzie to Jai bo widać dużo większą świeżość u niego. No i ciesze się, że się nie pomyliłem.

Bardzo cieszy również wygrana z Ineos którego budżet znacznie przekracza nasz. Jak by nie było Bora pozostaje wciąż drużyną zarządzaną w dosyć “rodzinny” sposób, profesjonalnie ale bez „mega napinki” technologiczno-naukowej. Mam też satysfakcję, że trzech zawodników z ósemki na Giro to moi zawodnicy i nawet jeśli ich prace było mało widać bo odpowiadali w większości za pierwszą część etapów to wykonali oni znakomita pracę.

No i nawet jeśli komentatorzy eurosportu widzą tylko polskiego masażystę przy Carapazie to powiem, że na Giro w barwach Bory częściowo lub przez całe Giro było czterech polskich fizjoterapeutów i dwóch mechaników. Tak wiec było dużo wkładu ze strony naszych rodaków w sukces Australijczyka.

Ja całe Giro spędziłem na wysokości w Andorze z kolarzami przygotowującymi się na TdF. Dużo dobrej pracy. Przed TdF polecę na trzy ostatnie etapy TdSwiss jako, że kilku górali oraz lider z TdF będzie startować w Szwajacarii a nie na Dauphine i chciałbym zobaczyć jak sobie w górach poradzą i na jakim etapie formy jesteśmy. Po TdSwiss na parę dni do domu i do Kopenhagi z marzeniami walki o Maillot Jaune.